W polskiej historii, kulturze, nauce kobiety odgrywają szczególnie ważną rolę. Prezentujemy w tym miejscu wybór wybitnych Polek / „Outstanding Polish Women“: Lidia Morawska, Urszula Dudziak, Halina Konopacka, Krystyna Skarbek, Maria Szymanowska, Antonina Zabińska, Janina Lewandowska, Helena Modrzejewska, Magdalena Abakanowicz, Tamara Łempicka, Maria Skłodowska-Curie.
Lidia Morawska – Fizyk specjalizująca się w badaniu wpływu jakości powietrza na zdrowie. Pomogła powstrzymać pandemię COVID-19 udowadniając, że wirus przenosi się przez powietrze.
Najlepiej jej się myśli, gdy idzie. – Z okien mojego domu w Brisbane w Australii widzę górę. Spacer na jej szczyt i z powrotem zajmuje mi godzinę. Jak zaczynam iść, od razu komórki w głowie otwierają się i znajduję rozwiązania na nurtujące mnie zagadki badawcze – mówi prof. Lidia Morawska, dyrektor Międzynarodowego Laboratorium Jakości Powietrza i Zdrowia Uniwersytetu Technologicznego w australijskim Queensland. Sport od dzieciństwa jest częścią jej życia. Szczególnie kocha narty i żeglarstwo. Po tacie, Henryku Jaskule, pierwszym Polaku i trzecim żeglarzu na świecie, który samotnie opłynął świat na jachcie. Prof. Morawska też ma patent sternika morskiego i szerokie horyzonty.
Urodziła się w Tarnowie w 1952 roku, ale młodość spędziła w Przemyślu. Już w szkole podstawowej postanowiła, że zostanie fizykiem jądrowym. Na studiach na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie zainteresowała się promieniotwórczością środowiska. Zaczęła badać radon, gaz szlachetny powstający z rozpadu radu, pierwiastka odkrytego w 1898 roku przez polską noblistkę Marię Skłodowską-Curie. – Radon w powietrzu rozpada się na atomy promieniotwórczych metali ciężkich. Wdychając je z powietrzem, jesteśmy narażeni na promieniowanie – opowiada prof. Morawska. Po doktoracie kontynuowała badania radonu w Polsce, a potem od 1987 roku na Uniwersytecie w Toronto w Kanadzie. Tam miała dostęp do aparatury, której nie było w Polsce, służącej do pomiaru rozkładu cząsteczek ultramałych w powietrzu. Gdy stwierdziła, że o radonie już więcej się nie dowie, zaczęła szukać nowego tematu badań. – Pewnego dnia w 1991 roku z ciekawości, zamiast robić pomiary w komorze laboratoryjnej, wystawiłam próbnik tego urządzenia za okno budynku, wprost na ruchliwą ulicę w centrum Toronto. Ku mojemu zdumieniu zobaczyłam, że koncentracja różnych cząsteczek w powietrzu jest szalona. Setki tysięcy cząsteczek na cm sześcienny. Żadnej literatury naukowej na ten temat nie było. Pomyślałam: „Wow! Chcę się tym zająć” – mówi prof. Morawska.
Za namową kolegi z pracy, australijskiego profesora, wyjechała do Queensland University of Technology w Brisbane, gdzie zbudowała swoją grupę naukową. W 2004 roku jej laboratorium zaczęło oficjalnie współpracować ze Światową Organizacją Zdrowia (WHO) i doradzać w sprawie standardów jakości powietrza. W 2021 roku, po pięciu latach pracy, jako współprzewodnicząca grupy naukowców doprowadziła do ustalenia i opublikowani rekomendacji WHO dotyczących jakości powietrza. Ale dotyczyły one zanieczyszczeń pochodzących np. z transportu miejskiego, nie zaś patogenów takich jak wirusy.
Gdy w marcu 2020 roku Włochy stały się epicentrum pandemii COVID-19, rozmawiała z kolegą z Włoch, który dziwił się, że choć, jak zaleca WHO, dezynfekują wszystko co się da, ludzie i tak chorują i masowo umierają. Wtedy postanowiła, że musi przekonać WHO, że wirus nie jest na rękach, ale w powietrzu. Dzięki prowadzonym badaniom, wiedziała to już co najmniej od 2003 roku i pierwszej pandemii Sars-CoV-1. Prof. Morawska w trzy dni opracowała petycję do Dyrektora Generalnego WHO, pod którą podpisało się 236 ekspertów z całego świata. Ale dopiero parę miesięcy później, WHO zmieniło podejście, gdy naukowcy opublikowali swoje zalecenia w prestiżowym piśmie naukowym. Wtedy świat dowiedział się, że trzeba usuwać wirusa z powietrza w przestrzeniach zamkniętych poprzez wentylację i wietrzenie pomieszczeń. Dzięki uporowi prof. Morawskiej prawdopodobnie ocalonych zostało tysiące ludzkich żyć. Dlatego w 2021 roku trafiła na listę 100 najbardziej wpływowych ludzi magazynu „Time” w kategorii Innowatorów.
Prof. Morawska chciałaby, żeby jej odkrycia znalazły praktyczne zastosowanie. Udowodniła na przykład, że budynki powinny być projektowane tak, by mieszkania czy biura miały wysokie sufity i najlepiej wentylację wyporową, która wpuszcza czyste powietrze od dołu, a zasysa zanieczyszczone powietrze na górze przy suficie. Prof. Morawska pracuje także nad opracowaniem standardów jakości powietrza wewnątrz pomieszczeń. Nie posiada ich na razie żaden kraj. W 2023 roku jako pierwsza Polka została laureatką międzynarodowej nagrody L’Oréal–UNESCO dla Kobiet i Nauki.
Prof. Morawska wyznaje zasadę: „Realizuj swoje zainteresowania oraz marzenia i ani przez chwilę nie myśl, że jest coś, czego nie możesz osiągnąć.”
_________________________________________________________
URSZULA DUDZIAK – Królowa jazzu, która zrewolucjonizowała wokalistykę. Pierwsza na świecie zastosowała w śpiewie elektroniczne przetworniki dźwięku i zapętlanie głosu na żywo.
Kręci ją dźwięk. A właściwie wydawanie przeróżnych niekonwencjonalnych dźwięków. Ma ich nieskończone ilości, bo łączy 5-oktawową skalę głosu z nieograniczoną wyobraźnią improwizatorską. Ale jej śpiew to coś więcej niż jazzowy skat. Dzięki elektronicznym przetwornikom, których używa podczas koncertów, może śpiewać jak wszystkie instrumenty na świecie. Jej głos zyskuje nowy, niespotykany wymiar. – Śpiewając w ten sposób kontaktuję się ze wszechświatem. Moje dźwięki koją i uszczęśliwiają – twierdzi. „Wprowadziła ludzki głoś w erę kosmosu” – pisał o niej w latach 70. XX wieku brytyjski krytyk jazzowy Leonard Feather.
Urszula Dudziak urodziła się 22 października 1943 roku w małej wiosce Straconka (dziś dzielnica Bielsko-Białej). Śpiewała od kołyski. Gdy miała 4 lata, zaczęła grać na akordeonie. Mama uczyła ją gry na pianinie. Poszła do szkoły muzycznej do klasy fortepianu. – Jak miałam 14 lat po raz pierwszy usłyszałam w radiu jazz – opowiada. Była to audycja radia Głos Ameryki „Godzina Jazzu”, którą prowadził Willis Conover. Słuchała i śpiewała. Chciała być drugą Ellą Fitzgerald.
Gdy w 1958 roku do Zielonej Góry, miasta, w którym się wychowała, przyjechał Krzysztof Komeda, najsłynniejszy polski kompozytor i pianista jazzowy, zaśpiewała mu standardy Elli. Tak go urzekła, że od razu zaproponował jej wspólne występy. Koncertowała z największymi polskimi jazzmanami w warszawskim klubie Hybrydy. Śpiewała z Orkiestrą Taneczną Polskiego Radia Edwarda Czernego. W Hybrydach poznała swojego męża, również jazzmana, prekursora jazz fusion, Michała Urbaniaka. Piętnaście lat później, w 1973 roku, siedziała z Urbaniakiem na kanapie w domu Willisa Conovera w Nowym Jorku, a ten powiedział: „Ula, jutro zagram w Godzinie jazzu twoją płytę Newborn light”.
To właśnie ta płyta, nagrana w duecie z pianistą Adamem Makowiczem, stała się jej przepustką do sławy. Na niej po raz pierwszy eksperymentowała z głosem, co dziś jest jej wizytówką. Swój własny styl odkryła trochę przez przypadek. Podłączyła mikrofon do przystawek elektronicznych Urbaniaka, który kolekcjonował urządzenia przeznaczone do gitar elektrycznych. Gdy do nich zaśpiewała, efekt ją oczarował. Dołączyła do tego live looping – instrument, który nakładał jedną ścieżkę z głosem na drugą. W ten sposób mogła głosem tworzyć całą orkiestrę łącznie z sekcją rytmiczną, a nawet chórami. Śpiewa tak na przykład całe Bolero Ravela. Nakładanie się na siebie ścieżek dźwiękowych podczas występu na żywo zastosowała jako pierwsza na świecie. Dopiero po niej tej techniki zaczęli używać instrumentaliści, głównie basiści.
W 1973 roku wyjechała z Urbaniakiem do USA. On gonił za marzeniami o sławie, a ona za nim. Trafili na dobry moment. Muzyka, którą komponował Urbaniak, zachwyciła amerykańskich krytyków, bo była oryginalna, świeża – odwoływała się m.in. do polskiej muzyki ludowej, a jednocześnie, dzięki amerykańskim instrumentalistom, bazowała na soulowo-bluesowym, afroamerykańskim rytmie. Ale gdy poszli do wytwórni Columbia na rozmowę z dyrektorem artystycznym Johnem Hammondem, który wylansował m.in. Arethę Franklin i Boba Dylana, okazało się, że to autorska płyta Urszuli Dudziak „Newborn light” spodobała mu się bardziej niż nagrania z Urbaniakiem. – Po dwóch minutach słuchania Hammond stwierdził: „Przykro mi Michał, ale Urszula będzie pierwsza”. I wydał w USA moją płytę najpierw – wspomina Dudziak. Płyta „Fusion” Urbaniaka, też z jej udziałem, ukazała się rok później.
Album „Newborn light” dostał od magazynu „Down Beat” – najważniejszego jazzowego pisma na świecie, maksymalną ocenę pięć gwiazdek, co wówczas zdarzało się niezwykle rzadko. W Ameryce Dudziak z mężem stali się częścią jazzowej rodziny gwiazd: grali w Carnegie Hall, otwierali koncerty na całej trasie dla Herbie Hancocka, występowali z Weather Report czy Chickiem Coreą. W 1976 roku ukazał się największy przebój Urszuli Dudziak, światowy hit pt. „Papaya”, do którego inspiracją stały się jej wokalizy ćwiczeniowe.
W 1979 została wybrana przez „Los Angeles Times” Wokalistką Roku, a magazyn „Down Beat” umieścił ją na drugim miejscu po Elli Fitzgerald, wśród najlepszych wokalistek jazzowych. W 1983 roku dołączyła do projektu Vocal Summit, do którego zostało zaproszonych pięcioro najlepszych na świecie wokalistów jazzowych młodej generacji, w tym także Bobby McFerrin.
Twierdzi, że swój najważniejszy koncert zaśpiewała właśnie z Bobbym McFerrinem podczas Jazz Jamboree w Warszawie w 1985 roku. W tamtym czasie mąż odszedł od niej zostawiając samą z dwiema małymi córkami. Przyjechała bez zespołu instrumentalistów, z mało wtedy znanym w Polsce McFerrinem. Bała się klapy. Ale gdy wyszli razem na scenę i zaśpiewali, sala oszalała. – Ten koncert sprawił, że upewniłam się na 100 procent, że będę dalej śpiewać. Był jak powrót do domu z dalekiej podróży. Poczułam, że od teraz mogę odważnie iść do przodu – mówi.
Jeździła z koncertami „One Woman Show”. Do wspólnych występów zapraszali ją Dizzy Gillespie czy Ron Carter. W 1987 roku zaśpiewała ze Stingiem podczas Umbria Jazz Festival w Perugii z orkiestrą Gila Evansa. Wydała kilkadziesiąt albumów.
W 2016 roku została uhonorowana przez UNESCO tytułem „Artystka na rzecz Pokoju”, jako jedyna do tej pory Polka. Śpiewa cały czas. Uwielbia grać w tenisa. Zaraża optymizmem. Mówi, że w życiu nie należy stawiać kropek, tylko przecinki.