Powstanie „Solidarności” to jedno z najważniejszych wydarzeń w skali Polski, ale też świata pod koniec XX wieku. Stało się momentem zmieniającym istotę systemu leninowskiego. Wcześniej partia komunistyczna dzierżyła w nim monopol na władzę. W chwili, gdy pojawiła się „Solidarność”, uległo to zmianie. Wtedy też ukształtowało się pokolenie działaczy, którzy później usiedli do negocjacji przy Okrągłym Stole, a następnie odegrali kluczową rolę w demokratycznej Polsce. Bez Porozumień Sierpniowych i „Solidarności”, która powstała w ich wyniku, nie byłoby wyborów 4 czerwca.
Fakt, że 31 sierpnia 1980 r. zalegalizowano istnienie „Solidarności”, był istotny z trzech powodów. Po pierwsze, był to sygnał, że komunizm nie jest wieczny. Wcześniej wydawało się, że ten ustrój jest nie do pokonania, brakowało wyobraźni, aby zaproponować alternatywę dla niego. Po drugie, „Solidarność” pokazała, że narodziła się nowa, powojenna Polska. Że istnieje nie tylko komunistyczne państwo, ale też polskie społeczeństwo nieutożsamiające się z nim. Po trzecie, „Solidarność” dowiodła, że w Polsce istnieje prawdziwe społeczeństwo obywatelskie, które naprawdę dyskutuje o swoich wartościach, kierunkach rozwoju. „Solidarność” umożliwiła taką dyskusję.
W Polsce kolejne pokolenia opozycjonistów uczyły się od poprzednich, tych, które protestowały wcześniej. Takie doświadczenia w sytuacji, gdy liczą się współpraca, budowanie miękkich więzi, są bardzo cennym kapitałem. Same strajki to nie tylko protest – to też forma budowania nowego ruchu, tworzenia nowych struktur. To właśnie było najważniejsze w sierpniu 1980 r. w gdańskiej stoczni. Nie należy na strajki patrzeć tylko jak na bunt przeciwko komunistycznej władzy. To był również przykład myślenia długoterminowego, konstruowania ruchu.
Upadek komunizmu to także następstwo polityki prowadzonej przez Michaiła Gorbaczowa. Radziecki przywódca wyraźnie nie rozumiał, do jakiego stopnia imperium zewnętrzne jest integralną częścią całego systemu.
Dziś Rosjanie mocno krytykują Gorbaczowa za decyzje, które podejmował pod koniec lat 80. ubiegłego stulecia. Ale ta krytyka jest przesadzona. Owszem, popełnił on błędy taktyczne, ale jego koncepcja polityczna była bardzo odważnym eksperymentem. Jego istotę przedstawił Erichowi Honeckerowi, komunistycznemu przywódcy NRD, któremu powiedział wprost, że pozwala każdemu państwu bloku socjalistycznego wybrać własną ścieżkę rozwoju. To był bardzo ważny, historyczny krok.
Okazał się on taktycznym błędem dlatego, że w Polsce już wtedy byli działacze gotowi natychmiast wykorzystać możliwości, jakie się pojawiły. Z drugiej strony komunistyczne władze – zgodnie z wytycznymi Gorbaczowa – musiały z kimś podjąć negocjacje, a w Polsce miały z kim. W ten sposób zaczął się proces, który doprowadził do demontażu komunizmu.
Kraje Europy Środkowej świetnie wykorzystały możliwości, które się otworzyły przed nimi po upadku komunizmu. Z jednym zastrzeżeniem: w toku przemian zgubiono dziedzictwo myśli politycznej, która się narodziła w latach 70. i 80. Od 1989 r. wprowadzono najprostsze schematy działań, redukujące politykę do kwestii gospodarczych. Bezrefleksyjnie zachłyśnięto się możliwościami stwarzanymi przez wolny rynek, uważając, że rozwiąże on wszystkie problemy. Ale tak nie jest. Nie można zapominać o polityce, także przy wprowadzaniu rozwiązań wolnorynkowych. Tego w latach 90. zabrakło. Bardzo szybko i Polska, i inne kraje regionu zapomniały o zwykłej solidarności. Rok 1989 nie wydarzyłby się bez ruchu „Solidarności”, ale także bez klasycznie rozumianej solidarności między ludźmi. Później została ona odstawiona na boczny tor. Jej brak w myśleniu o przemianach lat 90. pokutuje w krajach całego regionu do dzisiaj.