Wystawa Wiesława Szumińskiego „Alef-Bet” w Galerii 36
Wiesław Szumiński
Urodził się 28 lutego 1958 roku w Suwałkach. Studiował kulturoznawstwo na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu w latach 1978-1982 oraz w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Poznaniu (1982-1986). Pracuje w Ośrodku „Pogranicze – sztuk, kultur, narodów” w Sejnach, gdzie prowadzi warsztaty ceramiczne dla dzieci.
W suwalskim szpitalu psychiatrycznym od 1992 roku realizuje program arteterapii dla osób chorych psychicznie.
Jest założycielem „Galerii bez klamek”, prezentującej twórczość osób chorych psychicznie.
Dzieciństwo spędzone na Sejneńszczyźnie oraz proza Brunona Schulza, Juliana Stryjkowskiego, Grigorija Kanowicza oraz poezje Jerzego Ficowskiego są najczęstszą inspiracją jego pracy.
„To takie dziwne i niepojęte. Jest synagoga, budynki, są domy w których nic nie ma. Tyle lat, tyle wieków ludzie w jednym miejscu mieszkali i raptem tak jakby zapadli się pod ziemię i wszystko z nimi zapadło się pod ziemię. Ani jednego tałesu, ani choćby strzępka ubrania, ani jednej fotografii, książki. Niczego.”
Gmina była wielka i z długą historią. Była biblioteka przy Wielkim Bejt Midraszu i przy innych Bejt Midraszach. Było stare archiwum kahalne z najważniejszym kahalnym pinkasem, w którym zanotowane były wszystkie rozporządzenia gminy i władzy świeckiej, i zarządzenia starostów. Były kroniki cechu krawców i bractwa pogrzebowego spisywane od XVII wieku albo i starsze. A wśród nich duma tykocińskich Żydów – pergaminowa Sefer Thilim – pisana ręcznie księga psalmów przez anonimowego pergamonika, iluminowana, którą można było zobaczyć w największe święta żydowskie ułożoną pod Aron ha-kodesz w Wielkiej Synagodze. To ta właśnie księga kryła w sobie tajemnicę niedokończonej wielkiej klątwy, której autor zmarł nagle próbując znaleźć dla niej właściwe słowa. W niej też można było przeczytać, dopisaną na marginesie inną ręką, modlitwę za męczenników żydowskich zaczynającą się od słów: „Boże pełen miłosierdzia…”. Były niezliczone modlitewniki, zwoje Tory i dzieła talmudyczne.
Po nocy, w której zginęli tykocińscy Żydzi i nie było już nikogo kto potrafiłby odczytać hebrajskie litery, porzucone księgi zaległy synagogalne strychy i jej wieżę. Te z nich które miały drewniane oprawy płonęły w piecach, a ze zwojów Tory szyto buciki dla małych dzieci.
22 września 1965 roku, kiedy ogień zajął słomiany dach posesji przy kirkucie, a wschodni wiatr poniósł go na inne domy, ludzie zbierali na polach ziemniaki. Kiedy dotarli do miasteczka paliły się już zagrody przy synagodze. Wtedy niektórzy z nich przypomnieli sobie o żydowskich papierach zalegających strychy bożnicy i ogarnął ich lęk, że za chwilę ogień dotrze i do nich. Pofrunęły z góry na ziemię księgi, papiery i pergaminy. Inni ludzie ładowali je w pośpiechu na drabiniaste wozy i zacinając konie pędzili w stronę rzeki, gdzie to co nie spłonęło w ogniu topili w wodzie bojąc się wielkiego pożaru. Ulica prowadząca do rzeki usłana była hebrajskimi słowami. Biegli po nich ludzie, toczyły się wozy, tratowały je kopyta koni. Taki był kres tykocińskich ksiąg.
Zostało niewiele prócz kilkudziesięciu wyszywanych srebrną nicią hebrajskich liter, które adwokat Meachem Turek zabrał ze sobą ruszając w drogę do Erec Israel.
Місце проведення: Галерея 36, Андріївський узвіз, 36