5.10.2009 - 11.10.2009 Wydarzenia

Przegląd filmów Krzysztofa Kieślowskiego we Lwowie i Kijowie

Nie lubię słowa „sukces”, bo w ogóle nie wiem, co to słowo znaczy.
Sukces dla mnie to osiągnąć coś, czego naprawdę bym chciał.
A to, czego chcę, jest prawdopodobnie nie do osiągnięcia

Krzysztof Kieślowski

Mógłby stać się bohaterem filmu, najlepiej zrealizowanego przez niego. Był pod każdym względem postacią dramatyczną. Może i tragiczną. Życie i twórczość Krzysztofa Kieślowskiego układają się w fascynującą opowieść, pełną tajemnic i sprzeczności, splątaną, nieoczywistą i niejednoznaczną. „Refleksje dotyczące jego dzieł – pisze w interesującej książce Ergo Sum – poszukiwania sensu istnienia w polskim i radzieckim filmie 1960-1990 Irina Tatarowa – nie tylko nie dają się łatwo pogodzić, ale najczęściej są sprzeczne. Cel i sens poszukiwań artysty wzbudzają całą gamę emocjonalnych reakcji – od gwałtownej nieakceptacji, poprzez pobłażliwą obojętność lub wytrwałe próby zrozumienia, aż po uwielbienie”.

Od debiutanckiej Blizny, której nie lubił, a która tak idealnie rymuje się z Czerwonym, dziełem ostatnim, ulubionym, z pełnego pasji, charyzmatycznego bujnowłosego chłopca zmieniał się stopniowo, mimo sukcesów i światowej sławy, w zgorzkniałego samotnika i mizantropa. Autobiografia O sobie jest poruszającym zapisem pesymizmu, goryczy i poczucia klęski, świadectwem głębokiego rozczarowania i zniechęcenia do sztuki, którą uprawiał. A przecież spośród polskich reżyserów osiągnął największą zagraniczną sławę i popularność, stał się postacią, rzec można, kultową, rodzajem guru, zwłaszcza dla ludzi młodych, spragnionych autorytetów i osoby ojca.

„Pamiętam – wspomina pierwsze z nim spotkanie Agnieszka Holland – że Krzysztof zrobił na mnie od razu duże wrażenie. Czuło się, że jest liderem. Było w nim coś takiego, że kiedy zabierał głos, wszyscy momentalnie zwracali się w jego stronę”. Jego osobowość fascynowała przyjaciół i współpracowników. Książka Stanisława Zawiślińskiego Kieślowski – ważne żeby iść… wyrasta z tej fascynacji właśnie, z podziwu dla postawy moralnej reżysera, jego wewnętrznej uczciwości, jego stosunku do życia i sztuki. Z jego bliskiego myśli filozoficzno-religijnej tao przekonania, że ważniejsza jest droga niż cel. Nie jest to zresztą pierwsza publikacja, jaką autor poświęcił twórcy Amatora. Z biegiem lat stał się wiernym i pilnym kronikarzem jego życia i dzieła. Gromadził materiały, dokumenty, świadectwa. Uczestniczył w wydarzeniach związanych z pamięcią o Kieślowskim.

W swojej książce sięgnął nawet do kronik rodzinnych, do historii nie tylko rodziców, ale i dziadków reżysera. Kieślowski dzieciństwo miał niezbyt sielskie, młodość trudną. Rósł i dojrzewał w cieniu śmiertelnej choroby ojca, ciągle zmieniał miejsca zamieszkania, szkoły, kolegów. Pędził żywot nomada. Nie mogło to pozostać bez wpływu na psychikę chłopca. „Przerażała go kruchość życia, absurdalna ulotność ludzkiej egzystencji” – pisze Zawiśliński. Temat nietrwałości wszystkiego, temat śmierci przewija się przez całą twórczość Kieślowskiego, jest jednym z jej głównych motywów. Ojciec był dla niego postacią ważną. Autorytetem. Osoba ojca odgrywa istotną rolę w fabułach jego filmów. Matka jest jakby nieobecna, co nie znaczy, że nie kochał własnej.

Jako szesnastoletni chłopak ląduje Krzysztof w stolicy, zaczyna naukę w Liceum Technik Teatralnych. Mieszka w bursie, w Dziekance. W 1964 r. zostaje przyjęty na Wydział Reżyserii łódzkiej szkoły filmowej, wynajmuje pierwszy, „własny” pokój w smutnej i szarej Łodzi. Rozpoczyna kolejny rozdział życia.

Zawiśliński z detalami opisuje dzieje tego życia, szkicuje konteksty, przywołuje wypowiedzi i komentarze współpracowników i przyjaciół. Dla twórcy Przypadku najważniejszym etapem realizacji filmu był montaż. Nic tedy dziwnego, że poświęcona mu monografia jest utworem montażowym. Daje to w efekcie nowoczesny, dynamiczny rytm – książkę świetnie się czyta – rzuca wielopunktowe światło na historię i postać bohatera. W sposobie konstruowania dzieła, w stylu opowieści wyczuwa się głęboko emocjonalny stosunek autora do podmiotu jego rozważań. Zawiśliński współtworzy i zarazem podbija mit Kieślowskiego. Mit Artysty z Ludzką Twarzą, niezależnego, kroczącego własnymi ścieżkami, uczciwego do szpiku kości, zdolnego wyrazić na ekranie to, co ludzi najbardziej boli i czego najbardziej potrzebują: wiarę, nadzieję i miłość. Tytuły rozdziałów i podrozdziałów mówią za siebie: Żeby film był filmem, Wielka gorączka, Od miłości do nienawiści, Podróż w głąb duszy czy Wolność i dusza, Olśniewa i wzmacnia, Tworzenie i oddziaływanie itd.

Autor nie kryje faktu, że im bardziej twórca Trzech kolorów ceniony był za granicą, im bardziej obrastał w prestiż i sławę, tym większe budził resentymenty w ojczyźnie. Zaczęło się, oczywiście, od polityki, od której, rozczarowany, oddalał się powoli, lecz konsekwentnie właściwie już od Robotników ’71. „Dla Krzysztofa to było doświadczenie krańcowe – mówi Agnieszka Holland. – Po Robotnikach wpadł w totalny pesymizm. Utracił ostatecznie wiarę w to, że można coś zmienić w świecie”.

Analizując Przypadek, Stanisław Zawiśliński cytuje m.in. Tadeusza Sobolewskiego: „… nastały trudne czasy dla twórców, którzy nie chcą być wyrazicielami żadnej ideologii, pragną natomiast zachować postawę dokumentalisty, rejestratora stanu ducha, własnego i potocznego. (…) Twórca tego formatu co Kieślowski (…) musi za wierność sobie zapłacić pewną cenę u władz, u krytyki i u publiczności. Sądzę, że osamotnienie reżysera bierze się nie stąd, że źle się ustawił (taką opinię o nim słyszałem), ale że nie ustawił się wcale”.

Ukazanie się książki Stanisława Zawiślińskiego było prologiem do uroczystości Roku Kieślowskiego. Potem była katowicka sesja i przegląd filmów „W kręgu Kieślowskiego”. Następnie wyjątkowo interesująca multimedialna wystawa „Kieślowski – ślady i pamięć” w łódzkim Muzeum Kinematografii, z pewnością najlepsza w dziejach tej placówki. Zdjęcia, często amatorskie, werki, artykuły drukowane i w maszynopisie, listy publiczne i prywatne. Wycinki prasowe. Plakaty. Książki. Materiały filmowe. Pasjonujący portret człowieka, od dzieciństwa do lat ostatnich. Kuratorki wystawy Krystyna Zamysłowska i Barbara Kurowska zebrały imponujący materiał i świetnie go „zmontowały”. Wystawa robi międzynarodową karierę. Trafiła już na Berlinale, ale to dopiero początek zagranicznych podróży.

Podczas Camerimage 2005 Ralphowi Fiennesowi wręczono Nagrodę imienia Kieślowskiego. W Muzeum Kinematografii otwarto wystawę „Krzysztof Kieślowski. Zdjęcia z miasta Łodzi”, robione w okresie studiów. Fotografował miejskie pejzaże. Szare i smutne. Scenki uliczne. Bawiące się dzieci. Łobuzerskie buźki chłopaków. Kobiety w różnym wieku. Robotnice. Twarze na ogół pospolite, zwyczajne. Jak w filmach, które wkrótce zaczął robić. W dokumentach, w sławnym filmie Z miasta Łodzi, a potem w fabułach, w Personelu, Bliźnie, Amatorze, Spokoju, Przypadku. Twarz jakby żywcem wyjętą z tych zdjęć miał ulubiony aktor reżysera – Jerzy Stuhr.

Pierwszym sygnałem zmiany patrzenia był film Bez końca: Grażyna Szapołowska i Jerzy Radziwiłowicz to była już inna półka. A w Podwójnym życiu Weroniki, w Trzech kolorach pojawił się świat całkiem inny. Znikła gdzieś brzydota i bylejakość miejskiego pejzażu, pospolitość twarzy. Zrobiło się ładnie. Stylowo. Jak w reklamie lub kolorowej prasie kobiecej. Błysnęły urodą śliczne aktorki, przez Sławomira Idziaka i Piotra Sobocińskiego zmysłowo fotografowane. Wszystko zaczęło służyć urodzie świata i kadru, nawet sławetne trzy kolory, zwłaszcza niebieski i czerwony.

Zmieniał się jednak nie tylko obraz rzeczywistości w filmach Kieślowskiego. Zmieniał się również on sam. Fizycznie i chyba psychicznie. Ukazują to eksponowane na ścianach Muzeum Kinematografii portrety fotograficzne reżysera. Fotografia bywa niebezpiecznym świadectwem. Wystylizowany na Jamesa Deana, emanujący energią „chłopak” o błyszczących oczach ze zdjęć młodzieńczych stał się z biegiem lat człowiekiem śmiertelnie zmęczonym, o naznaczonej cieniem twarzy i przerażająco smutnych oczach.

Podczas Camerimage 2005 spotkali się operatorzy Kieślowskiego. Jacek Petrycki i Witold Stok towarzyszyli wiernie jego wczesnej twórczości. Stok, wybitnie inteligentny, z dużym poczuciem humoru, pracował m.in. przy Personelu. Petrycki – Agnieszka Holland mówi o nim „wyjątkowo czysty i prawy, ma niezwykłe wyczucie moralnej prawdy” – robił potem zdjęcia do Spokoju, Amatora i Bez końca. Obaj wspominali dramatyczne perypetie związane z realizacją Robotników ’71. Był to projekt grupowy, praktycznie pokoleniowy, młodzi wspólnie przeżywali inicjację w zawodzie, który – jak wierzyli – wskazywał drogę do prawdy, a prawda jest narzędziem naprawy tego świata. Realizacja tego filmu zaczęła się pod znakiem wielkiej przygody, a skończyła gigantycznym kacem, gorzką świadomością ograniczeń profesji filmowca.

Jacek Bławut i Wiesław Zdort wspominali swą pracę przy Dekalogu. Kieślowski unikał gotowych rozwiązań, nieustannie poszukiwał. Otwarty na wyobraźnię i inwencję innych, stwarzał operatorom wielkie szanse. Wierzył w obraz.

W polskiej świadomości zbiorowej, poczynając od lat 60., ścierały się dwie w zasadzie uniwersalne tendencje: dążenie do „normalności”, stabilizacji, życia rodzinnego oraz przyrodzony ludzkiej naturze niepokój znajdujący częściowo ujście w działalności politycznej lub w twórczości. Konflikt między pragnieniem spokoju a owym odwiecznym towarzyszem człowieka – niepokojem wydaje się kluczowy zarówno dla postawy, jak i dzieła Kieślowskiego, czego świadectwem są filmy Personel, Amator, Przypadek, Podwójne życie Weroniki, Niebieski. I tu tkwi, być może, jedno ze źródeł sukcesu Krzysztofa Kieślowskiego. Niepokoju, jaki wzbudza.

from to
Scheduled Wydarzenia