3.11.2016 - 17.11.2016 Program, Wydarzenia, Wystawa

PRZESILENIE

Wystawa artystów związanych z wrocławską Akademią Sztuk Pięknych oraz twórców reprezentujących artystyczne środowisko Budapesztu.

3 listopada (czwartek), godz. 18.00 — 17 listopada 2016 r. (czwartek)
Faur Zsófi Galéria, Panel Contemporary Bartók Béla út 25, Budapest

Wystawa artystów związanych z wrocławską Akademią Sztuk Pięknych oraz twórców reprezentujących artystyczne środowisko Budapesztu.

Jest to szósta edycja międzynarodowego cyklu wystaw pod wspólnym hasłem Hallo Wrocław 2016. Wystawa prezentuje tym razem twórczość artystów z Wrocławia i Budapesztu. Przesilenie to moment graniczny, związany z destabilizacją i zmianą, pełną mobilizacją z jednej strony, z drugiej zaś z przeczuciem nadchodzącego upadku. Procesy społeczne i jednostkowe, podlegając ciągłym fluktuacjom, narażone są na nieustanne przesilenia. Dlatego hasło to jest tak nośne i aktualne – zwłaszcza w momencie dynamicznych zmian. W jakim punkcie się znajdujemy? Diagnoza, czy moment przesilenia właśnie nastąpił, czy dopiero się zbliża, nie jest łatwa dla osób znajdujących się w centrum wydarzeń.

Artyści:  PL
Maciej Bączyk, Karolina Balcer, Anna Bujak, Karolina Freino, Roland Grabkowski, Jarek Grulkowski, Magda Grzybowska, Łukasz Huculak, Jakub Jernajczyk, Piotr Kmita, Anna Kołodziejczyk, Mariusz Kosiba, Andrzej Kostołowski, Karina Marusińska, Marcin Michalak, Marcin Mierzicki, Kamil Moskowczenko, Tomasz Opania, Karolina Szymanowska, Dy Tagowska
               HU
Ádám Albert, Sári Ember, Márk Fridvalszki, Anikó Herbert, Tamás Kaszás, Random Routine (Kristóf Krisztián), Júlia Vécsei

Wernisaż odbędzie się 3 listopada o godzinie 18.00 w Galerii Faur Zsófia
kuratorzy: Magda Grzybowska, Anna Kołodziejczyk, Łukasz Huculak

Kryzys

Człowiek sam, nocą, w obcym mieście czuje przypływ energii, jaką wyzwala poczucie zagrożenia. W nowych miejscach musimy być czujni, bardziej uważni niż „u siebie”. Ekscytacja. Najpierw kawa, potem alkohol i dwie, trzy knajpy polecone przez znajomych. Moment, kiedy wypowiadamy najlepsze tego dnia zdania. I moment, kiedy mamy przed sobą coraz mniej pięknych zdań. Alkohol przestaje podnosić ciśnienie i powoli ogarnia nas znużenie. Koło 2.00 zaczyna się przesilenie. Jeszcze trochę udajemy, ale już bez wiary. Coraz ciszej wypowiadane głupstwa, czerwone oczy. Papierosy nie smakują. Ktoś puszcza z PC-ta stary trip-hop z lat dziewięćdziesiątych. Pierwszy kryzys. Teraz najłatwiej zgubić telefon, pieniądze. Pierwsza fala mdłości i nieodparta chęć, żeby się pożegnać. Dobranoc. Wszyscy znamy te momenty przesilenia, które można potraktować jak ponaglanie zmęczonego ciała, aby wrócić do pokoju. Ale można je też zignorować, „przeczekać”. System nieustannie czynnych rynków 24/7, nienormowany czas pracy i elektryczność sprawiły, że możemy sterować, zmieniać dowolnie w czasie położenie progu znużenia. Przesilenia. Czy istnieje obiektywny zegar biologiczny? Czy w cyklu dnia jest na stałe wpisany najlepszy moment na naukę, ból, zmysłowy seks, relaks, jedzenie, sztukę? A jeśli istnieje taki cykl, w jaki sposób płacimy za jego destabilizację? A może taka opłata to przesąd? W świecie po końcu historii zegary, doby indywidualizują się. Prekariat – ludzie z obszaru wolnych zawodów – rzeczywiście pracują inaczej? Stacjonarni pracownicy dostrajają się do globalnych rynków, do pór dnia w Tokio i Nowym Jorku. A jednak wystarczy przejść się nocą po polskich osiedlach, żeby zobaczyć, że ostatnie światła gasną koło 1.00 w nocy.

Kryzys, zranienie – to także punkt wyjścia w terapii. Czasami impuls do rozpoczęcia procesu. Zatem punkt zwrotny. Interesujące w kontekście przesilenia jest psychologiczne pojęcie dezintegracji pozytywnej sformułowane przez Kazimierza Dąbrowskiego. Naukowiec nie postrzegał zdrowia psychicznego jako stanu, czegoś stałego i niezmiennego. Raczej postrzegał je jako proces, w którym ważna jest właśnie dynamika. Dynamika zaś zakłada także kryzys, przesilenie, ponieważ rozwój polega na ciągłej integracji i dezintegracji. Oto obserwujemy człowieka, którego osobowość jest spójna, zwarta i harmonijna, lecz po chwili rozpada się, jedne struktury osobowości przechodzą w inne, brak równowagi wewnętrznej staje się oczywistością. Pojawia się ból i lęk. Ale czy wolelibyśmy – jak pisała Susan Sontag – być „unieruchomieni w kalekich tożsamościach”? Społecznych rolach, które zakładają szczelność? Na ich straży stoi opresyjny system społeczny, kontrolujący cykle i funkcje. To dlatego poststrukturaliści, a za nimi na przykład feministki, dążyli do kryzysu (kultury, kanonów, idei). „Poststrukturalizm był próbą przeniesienia rebelianckiego ducha paryskiego maja ’68 na teren teorii” – pisze w zbiorze esejów „Kulturoznawstwo, czyli wprowadzenie do kultury ponowoczesnej” Grzegorz Dziamski. I zauważa, że jedynie kryzys był według feministek w stanie zburzyć „patriarchalną władzę, która sytuuje się na poziomie znakowania, czyli tam, gdzie wytwarzane są wszystkie opozycje, a kobiecość definiowana jest jako zaprzeczenie męskości”.

Kryzys, słabość może być atutem w sztuce? Dobra sztuka kojarzy się z siłą: z intelektualnym dookreśleniem, z wpływowymi ideami, z indywidualnością, która jest przecież wyjściem poza grupę: „Byłem niewyodrębniony, a zatem nie można było mnie zranić”. Z obecnością, która wymaga charyzmy. Ale spójrzmy na słabość jako na wahanie, niepewność, która zmusza nas do eksperymentów, zmiany pól, ucieczki do przodu. Która chroni nas przed petryfikacją, unieruchomieniem we własnym stylu. Przesilenie byłoby w tym kontekście osiągnięciem najwyższego progu własnego stylu i wyjściem z oswojonej formy w stronę nieznanego.

Cykle
                Przesilenie jest elementem cyklu. Towarzyszy obiegowi pewnej sekwencji zdarzeń. Cykl to zespół czynności lub zjawisk tworzących jakąś całość: zamkniętą, ale rozwojową, okresowo powtarzaną. Na przykład cykl sonetów bliźniaczych merytorycznie lub formalnie, cykl obrazów, cykl hydrologiczny (obiegu wody). Przesilenie jest ekscesem. Wyłomem w cyklu. Coś jest w swoim maksimum, żeby się przegiąć i osiągnąć minimum. Kumulacja, maksimum, spiętrzenie. Kumulacja i zmiana.

                Cykl nas uspakaja. Cykliczność daje poczucie bezpieczeństwa. Ale dopiero doświadczenie czy świadomość czasu linearnego dało nam poczucie całkowitej wolności, pozbawionej determinizmu. Bez punktów dojścia, męczącej powtarzalności. „Pojęcie absolutnej wolności towarzyszyło narodzinom linearnego czasu historii” – pisał w szkicu „Pewnego razu w przeszłości” John Berger. „Pomimo istnienia zegarów i regularnych obrotów Ziemi doświadczany przez nas czas biegnie różnymi prędkościami. Wrażenie to odrzuca się zazwyczaj jako subiektywne, jako że czas, zgodnie z dziewiętnastowiecznym wyobrażeniem, jest obiektywny, niepodważalny i obojętny; jego obojętność nie ma granic.” Eksces przesilenia eliminuje obojętność czasu.

Punkt zero
                Coś do czegoś dążyło, nasycało się i osiągnęło kulminację. Coś – jakaś prosta, jakaś czynność, działanie – zbliżało się do punktu w czasie i osiągnęło kluczowy punkt. Oto nastąpił ten specjalny moment szczytowy. Po nim wahnięcie – i znów kolaps. Po czasie świętym czas świecki. Codzienność po święcie. Czym w istocie jest punkt zero? W wierszu „Szerokość poetycka zero” Andrzej Sosnowski pisze: „Może takim ktoś cię pokocha – zawiesił głos w tunelu”. Takim, czyli jakim? Odmienionym? W każdym razie innym, po transformacji. Takim, czyli martwym? – skoro pomknęli przez tunel i hałas rozjazdów. Jest się martwym w punkcie zero? Ale także wolnym („nasze ciała powlókł skafander snu”). Lekkość, nieważkość. Z tym kojarzy się „dusza”. Czym jest i gdzie się znajduje „szerokość poetycka zero”? Zawsze myślałam o niej jako o punkcie przesilenia. Jako o lesie poza czasem z książki C.S. Lewisa. W „Siostrzeńcu czarodzieja” był to las, w którym podróżnika w czasie i przestrzeni opanowywała taka senność, że po prostu zostawał w lesie, nie robił nic. W lesie bez wiatru, w hipnotycznym, filtrowanym przez zieleń świetle opuszczała go wola, przesypiał czas. Był to las między światami. Miejsce, z którego można było przedostać się do nieskończonej liczby światów, po prostu wchodząc do którejś z małych sadzawek. Lecz trudno było tego dokonać w bezwładzie bezmyślności i rozleniwienia, jakie czuje się czasem w gorące sierpniowe dni w południe. Słabość. To dlatego w wierzeniach ludowych Słowianie przestrzegali przed wychodzeniem na polany lub na pola w południe. To tam, wykorzystując moment naszej największej słabości (przesilenia), mogą zaatakować nas południce. „Rżane baby”, kobiety o żelaznych zębach. Historie o południcach mogły w dawnych czasach stanowić ostrzeżenie przed udarem. A może były jedynie próbą wyjaśnienia sobie atmosferycznych zjawisk, wirów powietrznych, które powstawały w związku z różnicami ciśnień, a których bała się starszyzna? Osłabiony człowiek w punkcie zero – kiedy słońce jest w zenicie – bywa najbardziej podatny na działania demonów. W tym szczególnym momencie nie obowiązują świeckie prawa – są zawieszone. Zatem jest to miejsce poza (naszym) czasem. W tym punkcie wszystko może się zdarzyć. Maciej Kurowicki – autor tekstów i wokalista zespołu Hurt – śpiewał w jednej ze swoich piosenek: „Chodźmy do strefy zero, będziemy karmić martwe łabędzie, poza czasem, poza miejscem, jesteśmy”.
                W punkcie zero rozgrywa się też melancholijna historia spotkania dwóch nieznajomych mężczyzn: klienta i dealera, w sztuce Bernarda-Marie Koltesa „Samotność pól bawełnianych”. Oto dwóch bohaterów spotyka się „poza grą, poza życiem” – nocą, w cieniu wysokościowców. Są wyabstrahowani, zredukowani do samych siebie. Nic o sobie nie wiedzą, nic o nich nie wiemy. Jedynie to, że jeden z nich ma być może coś, co może zaspokoić pożądanie drugiego. Chodzi o seks? Narkotyki? Rozmowę? Z fascynacją obserwujemy abstrakcyjną próbę sił, uwodzenie, przemoc, pragnienie i lęk, które na przemian pojawiają się w relacji dwóch mężczyzn. Ta rozmowa, której przedmiotem jest abstrakt, niewiadoma, nie mogłaby odbyć się w rzeczywistości potocznej. Byłaby zbyt absurdalna, poza społeczną konwencją. Ale tu, w punkcie zero, „poza grą, poza życiem”, kiedy prawa opisane przez dyskursy naukowe są zniesione, może zdarzyć się coś wyjątkowego, specyficznego. Coś, co możemy próbować oznaczać na własną rękę.

Spienione życie – kumulacja
                Na próbach otwartych do „Procesu” Franza Kafki Krystian Lupa mówił o specyficznym, ekstatycznym uczuciu, które pojawia się w szczególnych momentach. Nazywał je „spienionym życiem”. „Spienione życie” – moment, w którym życie osiąga pełnię, kiedy mamy to ekscytujące wrażenie dotykania istoty życia, poczucie sensu czy płynięcia przez chwilę w „głównym nurcie” życia. Moment zanim zaczną kończyć się „te wspaniałe pieniądze”. Pierwszy seks z nim, nią. Chwila, kiedy słowa zaczynają się układać („styczeń 2011, ten jedyny moment, kiedy byłem genialny”), mówić same za siebie. Ale przede wszystkim moment, kiedy znajdujemy tę idealnie precyzyjną, idealnie koherentną formę, żeby powiedzieć to, co chcemy. Na polu sztuki – słynna kumulacja ludzkiej wrażliwości i inteligencji, której efektem jest udane dzieło sztuki. Uczucie tak silne, że wydaje się, że to my jesteśmy przedmiotem, a podmiotem jest forma – ona nas znajduje. Zachodzi 100% komunikacji na wszystkich poziomach. Fizjologiczne objawy euforii: przyspieszone tętno, wyrzut adrenaliny i dopaminy do krwi, rozszerzone źrenice. Przyjemność. Jakie jest jej źródło? Wynika z doskonale poprowadzonej komunikacji? Czyli – w drugim ujęciu – z poczucia współodczuwania, wyjścia z bańki, chwilowego przełamania poczucia egzystencjalnej samotności? A może przyjemność z wysublimowanej w artefakt ekspresji polega na antycypacji społecznego prestiżu, uznania dla naszego dzieła, czyt. dla nas?
                Kumulacja jest częścią triady: kumulacja – przesilenie – kolaps, dlatego ekstaza jest nierozłącznie związana z depresją. Syndrom day-after jest stanem, który przychodzi zawsze po ukończeniu książki, wystawy, performance’u, a który dobrze znają artyści. Niejasne poczucie klęski, pustka, wykorzenienie. Brak woli. Spienione życie oddaliło się i zostaliśmy znów w nurcie „zwykłego” życia – z jego drobiazgami, kłopotami, małostkowością. Ale pozostała tęsknota za stanem euforii. Po jakimś czasie energia zaczyna się zbierać, znów przepuszczony przez naszą wrażliwość świat krystalizuje się w nas, osadza. Funkcja pokazuje wzrost, na końcu którego, w punkcie zero, czeka „spienione życie”.

Słabość
                Popkultura ma własne pomysły na życie. Popkultura kojarzy miłość z mocą: reprodukowane kompulsywnie czerwone serce to pop-symbol życia, zdrowia, siły. Tymczasem miłość jest słabością. Uleganiem, poddawaniem się, nagością. Pokazywaniem miękkiego brzucha. Miłość to przesilenie. Podniecenie seksualne bywa opisywane jako rodzaj słabości. Czy zatem słabość jest błędem w systemie, czymś, co należy wyeliminować? Czy może jest wartością, cechą, dzięki której jesteśmy ludzcy, potrafimy współczuć. W powieści „Wehikuł czasu” Orson Wells przedstawia plemię przyszłości, ludek, z którego wyeliminowano słabości: zagrożenia, choroby. Podróżnik w czasie postrzega ten ludek jako infantylny i głupi. Oto – myśli – spiżowa szczelność ciała i umysłu osłabia naszą inteligencję. Szczelny system nas unieruchamia, petryfikuje. Człowiek ze swej istoty jest irracjonalny, nieprzewidywalny i dlatego fascynujący.

                Kapitalizm nie sprzyja słabości. Słabsi są eliminowani w konkursie o szybkie pieniądze. Nawet ci, którzy zbyt często pozwalają sobie na sen, są na gorszych pozycjach, niż ci, którzy starają się dorównać niezasypiającym, czynnym non-stop rynkom. Poza strefą sukcesu zaczyna się szara strefa. A przecież trudno dokładnie zdefiniować pojęcie sukcesu w kontekście sztuki. Słowo „sukces” należałoby raczej traktować jako podejrzane. Wystarczy sobie uświadomić przemocowość kanonów czy konkursów artystycznych i literackich. Oscylację pomiędzy establishmentem / mainstreamem czy po prostu modą, a strefą, którą definiujemy jako podziemie: awangardę, transgresję, alternatywę. Kulturoznawca zapytałby: sukces przez kogo uznany, dla kogo i w jakim celu produkowany? Sukces umacniający jaki kanon? Dziamski pisze: „Modernizm był idealistyczny, wierzył w czystą prawdę; postmodernizm jest polityczny, uczy, jak żyć w świecie wielu prawd, gdzie każdy ma rację i nikt nie ma monopolu na prawdę”. Dlatego szczególnie w czasach globalnego kapitalizmu powinniśmy doceniać słabość, za którą stoi inność, samotność, wrażliwość, odejście od kanonu, wystawienie na zranienie. Ona jest cenna i bywa kosztowna dla swojego nosiciela. Należy ją chronić.

Po przesileniu
                Przesilenie letnie i zimowe słusznie kojarzy się ze słabością. To terminy medyczne. Opisują nasz sezonowy spadek woli życia, energii i odporności na przestrzeni kilku tygodni jesienią i wiosną, kiedy zmiany pogody, wahania ciśnienia są najdotkliwsze. Charakterystyczne objawy to rozdrażnienie, mniejsza odporność na stres, osłabienie koncentracji i refleksu, senność, bóle głowy i mięśni, nagłe ataki zmęczenia, a nawet wypadanie włosów. Anonimowy wpis na forum brzmi dramatycznie: „Mam syna, 2,5 roczku, gdzie (sic!) powinnam wyjść z dzieckiem na dwór. Jestem akurat sama i uwierzcie mi, że od 3 dni nie wychodziłam z małym, bo nie mam siły. Mimo takiej pięknej pogody, nie wykorzystałam tych dni. Ten stan trwa już tydzień, a wyczytałam, że może trwać do kilku tygodni. Płakać mi się chce, bo już jestem zmęczona tym przesileniem. Nic mnie nie cieszy, o zmęczeniu już pisałam, wszystko robię z musu, wszystko mnie drażni, irytuje. Nawet własne dziecko mnie drażni, a on po prostu chce się bawić. Szkoda mi małego. Mam lekkie zawroty równowagi, ale nie kręci mi się w głowie. Biorę magnez, ale od kilku dni, na razie żadnych efektów. Boże, cudu potrzebuję, żeby minęło to wszystko. Powodzenia życzę wszystkim….sobie też. Pozdrawiam”.
                Krajobraz po przesileniu to wielkomiejski lecz pustynny krajobraz obrazów de Chirico, to haker błąkający się na obrzeżach Internetu. Ślepe uliczki Internetu w obszarze net-artu, maksymalna redukcja na chwilę po kolorystycznej katastrofie. „Jaka piękna katastrofa” – spisał Andrzej Sosnowski. „Katastrofy to najlepsze spektakle ponowoczesności” – powiedziałby Baudrillard. Po przesileniu wychodzimy ze strefy ciszy w powoli rozpędzające się życie.

Agnieszka Wolny-Hamkało

from to
Scheduled Program Wydarzenia Wystawa